Uzdrowiciele
Elwira Kruk z Rzeszowa wśród 100 najlepszych w Polsce

Żyjemy w okresie ogromnego rozwoju wiedzy, postępu medycyny, coraz bardziej precyzyjnej aparatury pozwalającej zgłębić tajniki ludzkiego ciała, coraz szerszej i coraz skuteczniejszej gamy leków, a mimo to coraz częściej, zwłaszcza gdy zawodzi medycyna konwencjonalna, szukamy pomocy u uzdrowicieli.

Leksykon stu najlepszych uzdrowicieli

W 2004 roku do kiosków na terenie całego kraju trafiła nowa książka z serii Biblioteczki Poradnika Uzdrawiacza. Tygodnik "Polityka", I program TVP, a także inne media podawały liczbę 70 tysięcy działających w Polsce uzdrowicieli. Jak w tej masie odróżnić, który terapeuta jest godny zaufania, a który jest zwykłym hochsztaplerem? Redakcja miesięcznika "Uzdrawiacz", będącego na rynku od 14 lat, dysponuje bogatym archiwum i jak twierdzi, posiada pełne dane o wszystkich skutecznych terapeutach działających w naszym kraju. W ciągu 14 lat ukazywania się na rynku w "Uzdrawiaczu" przedstawiono sylwetki 732 uzdrowicieli.
Najpopularniejszych terapeutów typowano na podstawie organizowanych plebiscytów i rankingów. W książce "Leksykon Polskich Uzdrowicieli" redakcja prezentuje sylwetki tych uzdrowicieli, których w jej przekonaniu można polecić i którzy na swym koncie mają uzdrowienia z chorób, w których medycyna konwencjonalna była często bezradna.

Terapeutka z leksykonu
Wśród stu najlepszych znalazła się Elwira Kruk z Rzeszowa, która od 17 lat zajmuje się bioenergoterapią.
Co sama mówi o początkach swej działalności? - Jako młoda dziewczyna zachorowałam na stwardnienie rozsiane i padaczkę. Mój stan zdrowia był bardzo ciężki. Nie chodziłam i nie mówiłam, a degradacja organizmu postępowała bardzo szybko. Lekarze nie dawali żadnych nadziei na wyzdrowienie, a jednak pokonałam chorobę. Dzisiaj jestem osobą w pełni zdrową, szczęśliwą żoną i matką dwóch wspaniałych chłopców. Nigdy nie twierdziłam, że to ja jestem źródłem mocy uzdrawiającej. Zawsze podkreślam, że jestem jedynie przekaźnikiem otaczającej nas energii życia. Pani Elwira dokumentuje swoją działalność. Pacjenci przekazują jej wyniki badań diagnostycznych sprzed seansów oraz po ich zakończeniu, jak również wpisują się do specjalnej księgi.

Zanika to, co miało być nieuleczalne
W gabinecie Elwiry Kruk spotkaliśmy Władysława B. (nazwisko do wiadomości redakcji), który jest po operacji oczu i przyjeżdża na seanse z Dębicy. - W gałkach ocznych pojawiły się tzw. zmiany pocukrzycowe, wylewy. Delikatne i kruche naczyńka włosowate zaczęły pękać. Okulistka stwierdziła, że muszę się poddać zabiegowi laserowego zasklepienia.
Pan Władysław na zabieg nie zdecydował się od razu. Czas upływał, a on poszukiwał dobrego lekarza, aż trafił do światowej sławy specjalisty z Lublina.
Profesor stwierdził, że jest zaćma, dużo wylewów, ale najgorszy jest wylew na samej źrenicy lewego oka. Powiedział, że niestety, ale z tą plamką nie może już nic zrobić. Operacja jedynie zapobiegnie dalszemu pogarszaniu się wzroku. W Lublinie zepsuła się specjalistyczna aparatura i termin operacji przeciągał się, a ja z powodów zawodowych nie mogłem w nieskończoność oczekiwać i przesuwać urlopu. Dowiedziałem się, że jest świetna okulistka w Krośnie i postanowiłem do niej pojechać.
W Krośnie diagnoza profesora z Lublina została potwierdzona i wyznaczono termin operacji.
- Poddałem się operacji najpierw na jedno, a potem na drugie oko. Na pierwszej kontrolnej wizycie po kilku miesiącach pani doktor stwierdziła, że zasklepione naczyńka nie pękają, a plamka w źrenicy się nie powiększa. Tak się złożyło, że w międzyczasie dowiedziałem się o bioenergo-terapeutce pani Elwirze i zacząłem uczęszczać na seanse.
Po siedmiu takich seansach pan Władysław pojechał ponownie na kontrolę oczu do Krosna. - Po dokładnym badaniu okazało się, że wszystko się wyczyściło, zalegająca krew spłynęła, pooperacyjna blizna zniknęła bez śladu, a plamka na źrenicy oka trochę się zmniejszyła i rozjaśniła. Lekarka nie mogła wprost uwierzyć, że jest taka poprawa. Powiedziała, że to niespotykana rzecz, żeby się wszystko tak pięknie wyleczyło. Byłem tak uradowany, że zupełnie zapomniałem o seansach u pani Elwiry. Pamięcią wróciłem jednak do tego, co powiedział mi profesor, że ta plamka na źrenicy oka jest nie do wyleczenia, nie do usunięcia, a tymczasem ona się zmniejsza i jeszcze blednie! Zdecydowanie poprawił mi się wzrok. Jestem przekonany, że tę rewelacyjną poprawę wzroku, jak również i to, że plamka na źrenicy blednie, zawdzięczam właśnie seansom u pani Elwiry, a nie kropelkom do oczu.
Na stronie internetowej Elwiry Kruk: www.elwira.rze.pl możemy przeczytać, w leczeniu jakich schorzeń osiąga, jak mówi, bardzo dobre wyniki.

Od znachorstwa do...bioenergoterapii
Bioenergoterapia ma zwolenników, ale ma też i zagorzałych przeciwników, którzy twierdzą, że to nic innego jak powielanie praktyk znachorskich. W większości przypadków leczeniem, czy jak kto woli uzdrawianiem, tak jak kiedyś, zajmują się osoby nie mające przygotowania medycznego.
Co na temat słów znachor i znachorstwo możemy przeczytać w słowniku języka polskiego?
"Znachor - ten, kto nie mając wykształcenia medycznego zajmuje się leczeniem ludzi, zwykle za pomocą ziół.

Liczą się efekty uzdrawiające, liczy się zdrowie człowieka - metody, jakimi ten cel osiągnięto są drugorzędne.
Prof. Julian Aleksandrowicz, hematolog i internista
Znachorstwo - nielegalne leczenie chorych przez osoby nie mające do tego przygotowania fachowego i uprawnień (przez znachorów)".

Szeptuchy
Uzdrawianie było kiedyś domeną kobiet. Nazywano je znachorkami lub szeptuchami i jeszcze dziś można je spotkać w północno - wschodnich rejonach Polski. Z reguły swe umiejętności dziedziczyły po przodkach, a zamawianie pomagało i pomaga tylko tym, którzy wierzyli i wierzą w ich moc. Jak ich poprzedniczki tak i one uzdrawiają modlitwą i rytualnymi ruchami. Używają do tego ognia, lnu, cukru i owczej wełny. Szeptuchy leczą też zwierzęta. Dawniej do leczenia używały ziół, które same zbierały i suszyły, a następnie przygotowały różne napary. Dziś chorzy kupują je w aptece. Szeptuchy leczą także ze zdjęcia. Przykrywają je białą chustką, na którą kładą len i podpalają go - im wyżej unosi się płomień, tym większe szansę na wyzdrowienie.

Bioenergoterapia cieszy się ogromnym powodzeniem, o czym świadczy stale rosnąca liczba osób parających się uzdrawianiem. Lekarze przestrzegają jednak przed rezygnacją z medycyny konwencjonalnej i całkowitym zdaniem się na umiejętności bioenergoterapeutów.

KRYSTYNA de TOURNELLE-KRYNICKA
Super Nowości - 24-26 sierpnia 2004 r.

[ Powrót ]